Największe kluby z byłej NRD – przynajmniej tak z grubsza – można skategoryzować w dwóch grupach. Pierwsza to zespoły, które sukcesy święciły tylko w poprzednim ustroju, a teraz tułają się po niższych ligach i oddychają za pomocą respiratora zwanego historią, nadal mogąc jednak liczyć na wsparcie wielu kibiców (np. BFC Dynamo, Dynamo Drezno, Lokomotive Lipsk, Carl Zeiss Jena). Druga to z kolei drużyny, które już za czasów NRD miały ugruntowaną pozycję i popularność, ale sportowy prime – choć czasami tylko na kilka lat – osiągnęły dopiero po zjednoczeniu Niemiec (np. Union Berlin, Energie Cottbus, po części też Hansa Rostock i na swój sposób Erzgebirge Aue).
Jest jednak jeden klub (i nie chodzi o RB Lipsk), którego nie da się dopasować do żadnej z tych kategorii, a i tak prawie zawsze jest wymieniany jednym tchem razem ze wszystkimi postnrdowskimi markami – generując przy okazji niezłą frekwencję na wielu stadionach we wschodnich Niemczech. Ten klub to SV Babelsberg 03. Nazywany też St. Pauli des Ostens, czyli wschodnim St. Pauli.
***
W pewien sposób wyjątkowy jest też sam Poczdam. Piłkarska historia miasta za czasów NRD jest uboga. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że mówimy o jednym z dziesięciu największych miast tego kraju, które u schyłku jego istnienia liczyło ponad 140 tys. mieszkańców.
Protoplastą SV Babelsberg 03 był klub BSG Motor Babelsberg, który nigdy nie dotarł do najwyższej klasy rozgrywkowej, spędzając 20 sezonów w DDR-Lidze, czyli na jej zapleczu (co daje 23. miejsce w tabeli wszech czasów tych rozgrywek).

Kibice w Poczdamie poznali jednak smak gry w elicie, ponieważ w latach 50-tych dziewięć sezonów w DDR-Oberlidze spędził drugi klub z miasta, czyli BSG Rotation Babelsberg. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że po pierwsze nie odegrał tam żadnej roli, przeważnie broniąc się przed spadkiem, a po drugie na początku lat 60-tych wylądował w rozgrywkach okręgowych, skąd już nigdy się nie wygrzebał i tym samym nie pozostawił po sobie żadnej wartościowej spuścizny. Dzisiaj kontynuatorem tradycji BSG Rotation jest grająca w 7. Lidze Fortuna Babelsberg.
***
Zanim przejdziemy dalej, to najpierw musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, które z pewnością was nurtuje. Dlaczego jesteśmy w Poczdamie, a wszystkie kluby mają w nazwie Babelsberg?
Babelsberg jest bowiem największą i najbardziej znaną dzielnicą miasta, która w niektórych środowiskach jest nawet bardziej popularna od samego Poczdamu. Poza tym, biorąc pod uwagę fakt, że jest oddzielona od ścisłego centrum szeroko rozlewającą się w tej okolicy Hawelą, to można odnieść wrażenie, że funkcjonuje jako osobny organizm. I na pewno nie jest to wrażenie złudne, ponieważ Babelsberg został włączony do Poczdamu dopiero w 1939 r. Dlatego posiada na przykład ratusz, który kiedyś był siedzibą władz autonomicznego miasta.
Miasta, które długo nazywało się Nowawes, co było czeskim odpowiednim nazwy Neuendorf. A skąd wzięli się tutaj nasi południowi sąsiedzi? W XVIII wieku w okolicy zaczęli się osiedlać czescy protestanci, którzy z racji swoich religijnych upodobań zostali wygnani z ojczyzny. Goście z południa żyli więc sobie w miejscowości Nowawes, a miejscowi Niemcy w klasycznym Neuendorfie. Czesi zajmowali się przede wszystkim tkactwem, co na przestrzeni kilku wieków zaowocowało powstaniem dużego ośrodka przemysłowego oraz zbliżeniem się pierwotnej kolonii Nowawes z Neuendorfem i – w konsekwencji – otrzymaniem wspólnych praw miejskich w 1924 r. (oraz późniejszą zmianą nazwy na Babelsberg).
Sam Babelsberg wziął się natomiast od nazwy okolicznego wzniesienia, które jeszcze w czasach słowiańskiego osadnictwa nazywało się Buberow, czyli miejsce, gdzie są bobry.

***
Babelsberg to także piękny park wraz ze zbudowanym na wzór angielskiego Zamku Windsor pałacem cesarskim wpisanym na listę UNESCO oraz przede wszystkim słynne studio filmowe o tej samej nazwie. Największe w Europie i najstarsze na świecie (otwarte w 1911 r.). W ostatnich dwóch dekadach produkcje, które wyszły z Babelsbergu zgarnęły łącznie 15 Oscarów w różnych kategoriach. W studiu w Poczdamie kręcono m. in. Bękarty Wojny (niektóre sceny dogrywano m. in. w niemieckiej części Zgorzelca), Atlas chmur, Grand Budapest Hotel (też dogrywany w Zgorzelcu), Pianista, Ultimatum Bourne’a czy Most szpiegów.
Przy nakręconym przez Stevena Spielberga Moście szpiegów warto się na chwilę zatrzymać, ponieważ tytułowy most… też znajduje się w Babelsbergu. Tak naprawdę nazywa się Glienicker Brücke i na swój przydomek zapracował właśnie w trakcie zimnej wojny, kiedy przebiegała przez niego granicą pomiędzy NRD a Berlinem Zachodnim. USA i ZSRR trzykrotnie wykorzystywały go do wymiany szpiegów.
Tak w ogóle to Poczdam jest jednym z nielicznych miast byłej NRD, które zjednoczenie Niemiec mogą ocenić jednoznacznie pozytywnie. Przede wszystkim ze względu na swoją geografię. Poczdam jest w zasadzie przylepiony do stolicy Niemiec, znajduje się nawet wewnątrz autostradowego Berliner Ringu. Za czasów NRD sąsiadował jednak z zachodnią częścią Berlina, do której dostęp – z wiadomych względów – było mocno utrudniony. Dojazd do jedynie słusznej, wschodniej części wiązał się natomiast z nużącą wyprawą okrężnymi drogami kiepskiej jakości, co powodowało, że Poczdam tak naprawdę w ogóle nie odczuwał bliskości Berlina. Wyjazd do stolicy NRD był czasochłonną eskapadą.

Po zjednoczeniu Niemiec liczba mieszkańców Poczdamu – w przeciwieństwie do innych miast na wschodzie kraju – zaczęła natomiast rosnąć. Dzisiaj mieszka tu ponad 180 tys. ludzi (w 1989 r. tylko 140 tys.), a bezrobocie na tle byłej NRD jest wyjątkowo niskie. Poczdam określił się jako ceniony ośrodek akademicki i badawczy, nareszcie pełnymi garściami czerpiący z bliskości wielokulturowego Berlina, co z pewnością też miało wpływ na klimat, jaki zapanował na trybunach SV Babelsberg 03.
– W Poczdamie żyło się naprawdę dobrze. To fajne, nowoczesne i zarazem kameralne miasto, w którym było wszystko, co trzeba. Na ulicach oczywiście sporo studentów, ale także i Polaków – opowiada Mateusz Szczur, który w sezonie 2011/2012 był zawodnikiem SV Babelsberg 03. – Poza tym korzystne jest też samo położenie. Blisko Berlina i Polski. Świetnie połączenie S-Bahnem ze stolicą Niemiec. Naprawdę było co robić w wolnym czasie po treningach i meczach. Myślę, że Poczdam jawi się jako idealny punkt wypadowy dla turystów.
***
10 grudnia 1991 r. – niedługo po zjednoczeniu kraju – drużyna piłkarska oddzieliła się od wielosekcyjnego Motoru i w ten sposób powstał SV Babelsberg 03. Cyfra na końcu nazwy ma podkreślać, że klub odwołuje się nie tylko do historii Motoru, ale także przedwojennego Sport-Club Jugendkraft 1903.
W pierwszej połowie lat 90-tych SV Babelsberg 03 kopał w rozgrywkach amatorskich i nie wyróżniał się na tle ligowej konkurencji niczym szczególnym. Frekwencja na trybunach była co najwyżej trzycyfrowa, ruch kibicowski nie istniał. Klub był jak bohater jednego z utworów PRO8L3M-u: Nikt o kogo by ktoś pytał.
I wtedy na stadionie pojawili się rezydenci poczdamskich squatów, którzy szukali w okolicy jakiegoś sposobu na zabicie nadmiaru wolnego czasu. Mieli spore pole do popisu i całe, niezagospodarowane trybuny dla siebie. W ten sposób narodziła się jedna z nielicznych (obok m. in. Chemie Lipsk czy Carl Zeiss Jena) lewicowych grup kibicowskich w byłej NRD. Z pewnością w swojej lewicowości najbardziej radykalna oraz najbardziej zbliżona do St. Pauli, które jeśli chodzi o ten klimat, jest wzorcem do naśladowania niczym metr z Sevres. Nikogo nie powinien zdziwić więc fakt, że kibice obu klubów mają mocną zgodę już od lat 90-tych. Bo wśród squattersów, którzy zawitali wtedy na stadion w Babelsbergu było też sporo ludzi z Hamburga.
– Ta przyjaźń faktycznie była widoczna. A raz w roku rozgrywaliśmy ze St. Pauli mecz towarzyski – wspomina Mateusz Szczur.
Sam Babelsberg – szczególnie okolice stadionu, które przed wojną były obszarem zamieszkanym przez robotników – ma zresztą bardzo silne tradycje lewicowe. Miejscowość była nawet nazywana Roten Nowawes, co miało wyraźnie podkreślać, że to bastion wyznawców jasno określonej myśli politycznej.

W 1999 r. powstała grupa Filmstadt Inferno, która do dzisiaj rozdaje karty na trybunach miejscowego stadionu. W swoim logo ma postać Karla Liebknechta, czyli marksisty i założyciela Komunistycznej Partii Niemiec, który na przełomie 1918 i 1919 r. był jednym z przywódców rewolucji mającej na celu stworzenie Socjalistycznej Republiki Niemiec. Finalnie zryw został brutalnie stłumiony, a Liebknecht oraz Róża Luksemburg zamordowani. Do dzisiaj w niemieckich środowiskach lewicowych uważani są za socjalistycznych męczenników.
A Karl Liebknecht w Babelsbergu to naprawdę człowiek-instytucja, co jeszcze dobitniej podkreśla alternatywno-lewicowy charakter dzielnicy. Jest patronem nie tylko grupy kibicowskiej, ale także stadionu oraz… ulicy, przy której obiekt się znajduje. Tutaj mówi się na niego pieszczotliwie i zdrobniale – po prostu Karli. Pod tą nazwą zjecie też podobno najlepszego kebaba w okolicy.
***
Wystarczy tylko pobieżnie przestudiować wykresy ze średnią frekwencją na trybunach w poszczególnych sezonach, żeby zauważyć, że pojawienie się zorganizowanego ruchu kibicowskiego miało wydatny wpływ na zainteresowanie klubem, który szybko zaczął zbierać profity z alternatywnego wizerunku, jaki udało się wykreować.
W połowie lat 90-tych liczba widzów błyskawicznie wzrosła o 200% (z 500 do 1500), a absolutnie rekordowy był sezon 2001/2002, kiedy średnia frekwencja na Karlim wynosiła aż 4480. Rzetelność wymaga jednak uzupełnienia, że na taki wynik złożyły się także sukcesy na boisku, ponieważ stritce piłkarsko był to najlepszy rok w historii klubu. SV Babelsberg jeden sezon spędził wówczas w 2. Bundeslidze, w której – pomimo obiecującego startu – nie był w stanie się utrzymać.
Ofiarą własnego sukcesu stał się wtedy trener (i były zawodnik) Hermann Andrejew, który najpierw sensacyjnie awansował na zaplecze elity, a potem dostał wypowiedzenie, bo nie potrafił tam zostać na dłużej. Kibice nie zapomnieli jednak jego zasług i po zwolnieniu włamali się nocą na stadion, żeby na murawie namalować imię szkoleniowca.
***
Kolejny okres sportowego prosperity to z kolei lata 2010-2013, kiedy null drei wrócili na szczebel centralny i spędzili trzy sezony w 3. Lidze.
To właśnie wtedy – w sezonie 2011/2012 – piłkarzem SV Babelsberg 03 był cytowany już wcześniej Mateusz Szczur. Był to dość nieoczywisty ruch ze strony młodego obrońcy, który do Poczdamu trafił z… Polonii/Sparty Świdnica.
– Po jednym z meczów na polskich boiskach podpisałem z managerem autoryzację na ewentualne transfery do kilku krajów. Między innymi właśnie do Niemiec. To był Polak mieszkający na co dzień w Berlinie. Ten, z którym słynny Vanna Ly chciał później kupować Wisłę Kraków – wyjaśnia kulisy swojego transferu do Poczdamu. – Pojechałem na mecz testowy, w którym zmierzyliśmy się z reprezentacją Niemiec U-17, w której grali ter Stegen, Rüdiger, Mustafi, Leitner czy Volland. Na sparingu było mnóstwo skautów, więc dwuletni kontrakt podpisałem w zasadzie od razu po końcowym gwizdku. Bo później dowiedziałem się, że chciało mnie również Energie Cottbus i raczkujące RB Lipsk. Sam klub z Babelsbergu kojarzyłem, ale kompletnie nie miałem pojęcia, jak wygląda od środka i jaka jest wokół niego otoczka.
Za jego kadencji prawie 7 tys. widzów potrafiło przyjść na mecz ligowy z Carl Zeiss Jena. Klub próbował też swoich sił w Pucharze Niemiec, gdzie przed własną publicznością przegrał z MSV Duisburg 0:2.
– W tym meczu z Duisburgiem siedziałem na ławce rezerwowych. Pamiętam całą otoczkę, dużo ludzi na trybunach – opowiada Mateusz Szczur. – Frekwencyjnie nawet taka 3. Liga, jak jechało się gdzieś na wyjazd, to był inny świat niż Polska. Dla Niemców klub i mecz to religia. To obowiązek jak pójście do kościoła. Babelsberg był wówczas jednym z mniejszych klubów w 3. Lidze, ale i tak 1000 osób potrafiło przyjść na trening przed ważnym meczem. Do tego dobre kontrakty, premie meczowe, a nawet samochód służbowy od partnera, którym była Honda.
Polaków nie przewinęło się przez Babelsberg zbyt wielu, ale widzieli w zasadzie wszystko, co najważniejsze, bo za czasów gry w 2. Bundeslidze gwiazdą null drei był Sławomir Chałaśkiewicz, który w Poczdamie łącznie spędził aż cztery lata (1999-2003).
– Za moich czasów jeszcze dużo kibiców chodziło w koszulkach z numerem 18 i nazwiskiem Chałaśkiewicz. To była dla nich taka mała legenda Babelsbergu – potwierdza mój rozmówca.
***
– Do Babelsbergu trafiłem w wieku 21 lat. Musiałem nauczyć się miejscowej mentalności i niemieckiej kultury piłkarskiej, ale szybko zauważyłem, że to bardzo tolerancyjny klub. Kibice niezwykle szanowali obcokrajowców – mówi Szczur.
I nie chodzi tylko o piłkarzy, bo w 2014 r. – w zasadzie w przededniu kryzysu migracyjnego – przy klubie powstała nowa drużyna o nazwie Welcome United 03, która składała się tylko i wyłącznie z uchodźców. Rok później zespół został zgłoszony do rozgrywek, a jego zawodnicy uznani za pełnoprawnych członków całego klubu SV Babelsberg 03. Projekt miał oczywiście znacznie szerszy aspekt niż tylko sport. Chodziło o łatwiejszą adaptację w nowych realiach, naukę języka, pomoc w znalezieniu pracy. Za sprawą Welcome United 03 o null drei zrobiło się głośno w całych Niemczech, a klub zgarnął kilka nagród za swój pomysł. Jeden z treningów poprowadził nawet Felix Magath.
Zespół złożony z uchodźców spędził w niższych ligach trzy sezony, a potem został wycofany z rozgrywek. W klubie stwierdzono bowiem, że udało się zrealizować nadrzędny cel projektu. Coraz trudniej było kompletować kadrę drużyny, bo większość jej członków założyła rodziny i chodziła do pracy – nie mając już tyle czasu na treningi w amatorskiej lidze. Największą gwiazdą był młodzieżowy reprezentant Somalii Abdihafid Ahmed, który musiał uciekać z kraju, po tym jak terroryści z Asz-Szabab zabili jego ojca, który nie chciał oddać swoich synów w ich ręce. Na łodzi, która płynęła do Włoch było 100 osób. Był jedną z pięciu, które przeżyły.
Oczywiście nie zawsze rzeczywistość była tak kolorowa, jak opisywały to media. Piłkarze Welcome United 03 na boisku szybko się grzali, regularnie podpisując listę we wszystkich możliwych klasyfikacjach fair-play (zbierając mnóstwo kartek). Niektórzy zawodnicy przebywali w Niemczech nielegalnie i nagle po prostu znikali z treningów, bo zostali np. deportowani. Zdarzały się też mecze na prowincji, gdzie miejscowi nie podzielali filozofii null drei – nie witając gości chlebem i solą. Dlatego nie każdemu też pasował zwyczaj, żeby po końcowym gwizdku grillować z Welcome United 03.
***
W sezonie 2019/2020 klub z Poczdamu za darmo oddał miejsce na środku koszulek organizacji Seebrücke, która zajmuje się ratowaniem uchodźców docierających do Europy drogą morską.
***
Wizyta na popularnym Karlim już do dłuższego czasu była w moich planach, ale czekałem na mecz, który będzie gwarantem niezłej frekwencji i wrzuci na ruszt trochę podtekstów. Finalnie wybór padł na kwietniowe spotkanie z BFC Dynamo, czyli starcie klubów funkcjonujących pod banderą #againsmodernfootball, ale z zupełnie innych frakcji. O Dynamo nie będę tutaj pisał zbyt wiele. Na moim blogu jest tyle tekstów o Die Weinrotten, że po kilkudziesięciu minutach lektury możecie się wręcz doktoryzować z wiedzy o Dynamo.

***
Policja w dzień meczowy zorganizowała znany z filmu Miś – dzień pieszego pasażera. Z związku z tym samochód dla własnej wygody lepiej było zostawić na parkingu przy Netto 1,5 km od stadionu.
Na początku konieczność nieco dłuższego spaceru nie spowodowała, że byłem łagodnie uśmiechnięty, ale post factum moje odczucia były zupełnie inne. Babelsberg to naprawdę urokliwe i zadbane miejsce otoczone wpisanym na listę UNESCO parkiem, o którym pisałem już wcześniej. Kosteczka, odpicowane, parterowe domki robotnicze, a do tego sporo kameralnych kawiarenek i małych punktów usługowych. W ogóle nie czułem się jak w byłej NRD.
I spośród tych domków – zupełnie niespodziewanie – nagle wyrasta sobie stadion. Może nie tyle sam stadion, co jupitery, które w ogóle tutaj nie pasują, zaburzając sielski i małomiasteczkowy charakter okolicy. Dlatego właśnie maszty oświetleniowe zostały zaprojektowane w ten sposób, że są… składane. Jupitery dominują więc krajobraz tylko na kilka godzin podczas meczów, a na co dzień w ogóle ich nie widać.
Sam spacer na stadion okazał się nieco dłuższy, bo przez przypadek wszedłem na ulicę, która prowadziła na sektor gości i była wyłączona z ruchu oraz przeznaczona tylko dla kibiców BFC Dynamo. Nawet nie tyle wyłączona, co po prostu odcięta od reszty dzielnicy przez policję, która zablokowała wszystkie przejścia, przełączki i przecznice. Jako kibic Pogoni Szczecin na pewno odnalazłbym się wśród sympatyków BFC, ale akurat na ten wieczór plan był zupełnie inny. Bliżej poznać klimat na trybunach null drei. Policja niespecjalnie podzielała mój entuzjazm – niechętnie wpuszczając kogokolwiek na pas ziemi niczyjej, który prowadził na drugą stronę obiektu. Pomogła obecność mojej narzeczonej, która wybrała się ze mną do Babelsbergu i nie wyglądała na osobę, która chce się przedostać się pod kasy gospodarzy, żeby siać tam terror i zniszczenie.

***
Pod głównym wejściem kotłuje się mnóstwo kibiców. Wielu z nich przyjeżdża na Karliego rowerem. Nierzadko miejskim, ponieważ razem z biletem na mecz w gratisie są dwa przejazdy (domyślnie tam (na stadion) i z powrotem). Wystarczy tylko zeskanować kod QR z biletu na stacji z rowerami. Jest też maszt, na którym powiewa tęczowa flaga i cytat z żywej legendy klubu Almedina Civy (byłego piłkarza, dyrektora sportowego oraz trenera): Jesteśmy jednością. To jest nasza siła.
Wszystko zawalone rowerami, jak w jakiejś Kopenhadze, tęczowa flaga, a do tego wskazówki, gdzie można znaleźć wegańskie żarcie oraz jedna z piosenek na przedmeczowej playliście zadedykowana specjalnie dla przeciwnika. Kiedyś gwiazda kanału Kartofliska, niestety już ŚP „Ambasador”, zgrabnie określił sytuację himalaistów w momencie, kiedy muszą zmagać się z niepogodą: Nie wiedzą gdzie idą, a wiedzą, gdzie idą.
Tak samo jest z null drei. Nawet gdybyś nie wiedział, jaki klimat panuje na tutejszych trybunach i znalazł się na Karlim zupełnie przez przypadek, to i tak błyskawicznie zorientowałbyś się, jakie poglądy polityczne wyznaje się w tym miejscu.
***
Karli – nie licząc sektora gości – jest podzielony na dwie strefy. Łącznie może pomieścić ponad 10 tys. widzów, co na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwe, ponieważ stadion sprawia nad wyraz kameralne wrażenie. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że tylko jedna trybuna (główna) ma krzesełka i jest ich zaledwie 2 tys. Pozostałe trybuny (za bramką i północna, gdzie zlokalizowany jest młyn) to aż 8 tys. miejsce stojących oraz pełna swoboda poruszania się. Bilet kosztuje 11 euro i – poza sektorem krzesełkowym (tam jest drożej) – możesz zmieniać perspektywę kilka razy w ciągu meczu. Rekord frekwencji padł w 1977 r. na meczu NRD z Maltą (15 tys. widzów).

Stadion to czysty, klimatyczny #againstmodernfootball. Dużo vlepek i grafów, a do tego stoiska gastronomiczne zlokalizowane w drewnianych budkach. W przerwie zapach grilla miesza się z zapachem jointów. Podobnie jak na St. Pauli nie uświadczycie tutaj globalnych marek. Nie kupicie nawet oryginalnej Coca-Coli, tylko jakiś lokalny zamiennik.
Kawa jest natomiast serwowana wyłącznie z mlekiem owsianym. To nie tylko lewacka fanaberia, ale zdecydowanie bardziej złożony temat. Głównym sponsorem klubu jest bowiem firma Oatly, czyli największy producent napojów owsianych na świecie. Współpraca jest na tyle zaawansowana, że piłkarze brali nawet udział w ośmiotygodniowym eksperymencie, który miał udowodnić, że dieta sportowca wcale nie musi składać się z mięsa oraz nabiału i może być w 100 proc. roślinna. Bez wpływu na formę piłkarza. Wyniki oczywiście to potwierdziły i mało tego – przy okazji stwierdzono, że zawodnicy biorący udział w badaniu ograniczyli swój ślad węglowy o 30 proc.
Bo obie strony aktywnie działają też w kwestiach ochrony klimatu, ekologii itd.
Karli został więc przebudowany w ten sposób (fotowoltaika itd.), że jest pierwszym całkowicie neutralnym pod kątem emisji C02 stadionem w tej części Europy oraz zarazem pierwszym… bezmlecznym obiektem piłkarskim. Bo pijąc cappuccino z mlekiem (napojem) owsianym (zamiast krowim) możesz zredukować emisję gazów cieplarnianych nawet o 70 proc. Tak przynajmniej twierdzą Oatly i SV Babelsberg 03.
To kontrowersyjny pomysł, ale sponsor odbija piłeczkę całkiem zgrabnym hasłem wypisanym na bandach reklamowych: Who drinks milk at a football match anyway?
***
Teraz chyba jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak wiele różnic można znaleźć pomiędzy null drei a BFC Dynamo, choć oba kluby są przecież godnymi ambasadorami hasła #againstmodernfootball. Nie ma co ukrywać – niektóre akcje wymyślane przez SV Babelsberg 03 aż proszą się o delikatną szyderkę, ale z drugiej strony to wszystko ma swój urok. Jest autentyczne. Sto razy lepsze niż Manchester City, PSG czy inne gówna, które zarzynają futbol, jaki kochamy. A klub z Poczdamu ma motto, które chyba dobrze oddaje klimat na tutejszym stadionie – fussball unplugged.

***
Spotkanie z BFC Dynamo oglądało prawie 3400 widzów, co jest jedną z najwyższych frekwencji w tym sezonie. Siłą rzeczy atmosfera na stadionie była więc całkiem niezła. Szczególnie że gospodarze wystawili dwa młyny. Serce Karliego bije oczywiście na trybunie północnej, skąd dopinguje główna grupa Filmstadt Inferno 1999 wraz ze wsparciem mniejszych przystawek, ale jakiś czas temu w konflikt z głównym nurtem na trybunach null drei popadła grupa Underdogs, która w konsekwencji wyniosła się na trybunę wschodnią i uformowała własny młynek. Zdecydowanie mniej liczny, ale mający akustyczny handicap w postaci dachu, co powoduje, że często to ich przyśpiewki dominują w eterze.
Filmstadt Inferno 1999 ewidentnie inspiruje się włoskim stylem kibicowania. Dużo małych płócien, flag-transparentów na podwójnych kijach czy zwykłych machajek w barwach. Tematyka analogiczna do St. Pauli. Tęcza, Antifa, zielsko.
Gości ze wschodniego Berlina do Poczdamu dojechało ok. 550. Jak zwykle solidnie i klimatycznie oflagowanych, ale – poza kilkoma momentami – dopingującymi co najwyżej przeciętnie. BFC Dynamo, szczególnie na wyjazdach, w niektórych aspektach kibicowskiego rzemiosła ewidentnie przeżywa kryzys po rozwiązaniu grupy Ultras BFC i znowu bardziej przypomina wyspiarską grupę 40-latków bez talentu wokalnego.
Obie strony – delikatnie rzecz ujmując – oczywiście nie darzą się sympatią, co wynika przede wszystkim z zupełnie różnych korzeni obu klubów. Podobnie jest zresztą z samymi kibicami. Fani SV Babelsberg 03 to alternatywa i postęp w myśl lewicowej definicji tego słowa, natomiast BFC Dynamo to ciągle głęboki oldschool i sporo gości, którzy wyglądają, jakby dla nich czas zatrzymał się w okolicach 1990 r. Brak internetowej sprzedaży biletów, mięcho z grilla i wyspiarski styl kibicowania. Trudno się więc dziwić, że berlińczycy ironicznie nazywają SV Babelsberg 03 klubem brokułów. Fani null drei przez jakiś czas bojkotowali z kolei wyjazdowe spotkania z BFC.

***
A czy jest coś co łączy oba kluby? Na pewno napięte relacje z Energie Cottbus. Dla SV Babelsberg 03 to odwieczny rywal nie tylko na płaszczyźnie światopoglądowej, ale także główny przeciwnik w walce o prymat w całym landzie Brandenburgia. Spotkania derbowe stawiają na nogi policję w całym regionie. Ostatnio bardzo gorąco zrobiło się też na linii Energie – BFC Dynamo, ponieważ okazało się, że to właśnie kibice z Chociebuża stoją za przejęciem flag grupy Ultras BFC (po styczniowym meczu z SV Lichtenberg ktoś czekał pod domem kibica BFC odpowiedzialnego za transport płócien), która w konsekwencji całego zamieszania musiała zostać rozwiązana. Dzień przed publikacją tego tekstu (a w dniu meczu Energie – BFC w Cottbus) kibice Die Lausitzer wrzucili do sieci film, w którym palą flagi Ultras BFC na… Sportforum Hohenschönhausen. Taki ruch to dla kibiców BFC Dynamo otwarte wypowiedzenie wojny.
***
Na murawie nie działo się zbyt wiele, ale kibice zdawali się tym zbytnio nie przejmować. Lubię ten klimat, gdy boisko jest tylko dodatkiem, a niektórzy większość meczu spędzają plecami do murawy. Wizyta na stadionie to po prostu pretekst do spotkania towarzyskiego, celebrowania lokalnego patriotyzmu i przywiązania do klubu, który jest ważnym elementem tożsamości oraz nośnikiem do manifestowania swojego światopoglądu. Rozmowy przerywane regularnymi kursami po piwo. Das ist fussballkultur. A w przerwie z tyłu trybuny stoją piłkarzyki oraz kartony… z darmowymi ciuchami do zabrania przygotowane przez jednego ze sponsorów.
Cokolwiek nie myśleć o null drei, muszę napisać, że podoba mi się to, jak wiele ten klub znaczy dla lokalnej społeczności i w jaki sposób jest opakowany. W internecie, na kanałach społecznościowych mecze są bowiem bardzo słabo promowane – byłem tym aż zaskoczony. Spacer po Babelsbergu uświadomił mi jednak, że tutaj działa się bardziej lokalnie. W każdym sklepiku w okolicy (nawet w kwiaciarni) wisi meczowy plakat. Czuć, że klub jest obecny na ulicach i każdy, kto ma wiedzieć o meczu na Karlim, na pewno się o tym dowie.
BFC strzeliło gola na 1:0 w 30. minucie po szybkim, ładnym kontrataku. W drugiej połowie wydawało się, że goście mają wszystko pod kontrolą, ale w 96. minucie gospodarze strzelili gola wyrównującego, co wywołało na trybunach prawdziwą ekstazę. Bo do tej pory stadion uruchamiał się tylko w momentach kontrowersyjnych decyzji sędziego.
***
Oba zespoły w przyszłym sezonie znów spotkają się w 4. Lidze. Oba marzą, żeby w końcu awansować na szczebel centralny.
SV Babelsberg 03 to klub kontrowersyjny – nie ma z tym co dyskutować. Ale i tak warto przynajmniej raz tutaj przyjechać i zobaczyć inne wydanie futbolu spod szyldu #againstmodernfootball.

Dodaj komentarz