1. FC Lokomotive Lipsk. 120 tys. kibiców na trybunach, Diego Maradona i rekord świata w 11. Lidze!

Za czasów NRD 1. FC Lokomotive Lipsk określano mianem piłkarskiego sfinksa. Historia klubu z Saksonii jest bowiem zbieżna z definicją oraz symboliką tego mitycznego stworzenia. Tajemnicza, nieodgadniona, pełna sprzeczności i wydarzeń, które czasami trudno było racjonalnie wytłumaczyć.

W ciągu jednego tygodnia LOK Lipsk potrafił wylądować na łamach Daily Telegraph z wymownym dopiskiem koszmar angielskiego futbolu, a zaledwie kilka dni później zbłaźnić się na ligowych boiskach i stracić punkty na jakimś wygwizdowie.

***

Miasto ma bogate piłkarskie tradycje. W 1903 r. pierwszym oficjalnym mistrzem Niemiec została drużyna VfB Lipsk, która przed wybuchem pierwszej wojny światowej wywalczyła jeszcze dwa tytuły mistrzowskie. Wówczas zespół z Saksonii – jako lider skromnej jeszcze tabeli wszech czasów z trzema złotymi medalami – uważany był za piłkarskiego giganta. W 1914 r. wybuchła wojna, która zakończyła prymat VfB Lipsk na niemieckich boiskach. Wielu członków klubu wylądowało w okopach. Na froncie zginęło m. in. kilku zawodników z drużyny, która jeszcze w 1913 r. świętowała ostatnie mistrzostwo.

Po pierwszej wojnie światowej VfB Lipsk nie odzyskało dawnej świetności. Karty na krajowych boiskach zaczęły rozdawać 1. FC Nürnberg, Hertha Berlin, a potem Schalke 04 Gelsenkirchen.

***

W 1946 r. – w nowej rzeczywistości – dla VfB Lipsk nie było już miejsca. Wszystkie przedwojenne kluby, które znalazły się na terenie sowieckiej strefy okupacyjnej zostały zdelegalizowane. Byli zawodnicy pierwszego mistrza Niemiec z 1903 r. założyli jednak nowy zespół o nazwie SG Probstheida.

Probstheida to dzielnica na południowo-wschodnich rubieżach miasta, gdzie do dzisiaj znajduje się stadion, na którym aktualnie gra 1. FC Lokomotive Lipsk, a przed wojną występowało VfB Lipsk.

W 1949 r. SG Probstheida zmieniła nazwę na BSG Erich Zeigner (na cześć zmarłego, pierwszego powojennego burmistrza Lipska), a zaledwie kilka miesięcy później, w 1950 r., na BSG Einheit Ost Lipsk. I to właśnie pod tym szyldem w sezonie 1953/1954 zadebiutowała w najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli DDR-Oberlidze. Beniaminek ukończył zmagania na 12., ostatniej bezpiecznej pozycji (utrzymał się tylko dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu od Lokomotive Stendal).

Niezwykle klimatyczny obiekt Lokomotive Lipsk (fot. własne).

Warto wspomnieć, że w pierwszej połowie lat 50-tych najlepszą drużyną w mieście było Chemie Lipsk, które w tym samym sezonie (1953/1954) świętowało wicemistrzostwo, a trzy lata wcześniej sięgnęło po jeden z dwóch tytułów mistrzowskich w swojej historii.

Przez DDR-Oberligę jak meteoryt przemknął też wojskowy zespół SV Vorwärts Lipsk, który szybko został jednak przeniesiony do Berlina Wschodniego (a w latach 70-tych do Frankfurtu nad Odrą).

***

No dobra. Zakładam, że do tego momentu – choć zespół z przedmieść Lipska na przestrzeni zaledwie kilku akapitów już kilka razy zmienił nazwę – dotrwaliście w pełnej koncentracji i nadal wiecie, kto jest kim.

Teraz poziom trudności jednak wzrośnie. Czas zapiąć pasy i jeszcze mocniej wytężyć szare komórki. Bo tak pogmatwane historie w internecie komentuje się tylko w jeden sposób. Słynnym memem z jednego z programów kryminalnych, na którym pada pytanie: To który, k*rwa, jest synem kogo?

***

W kolejnym sezonie sezonie (1954/1955) futbol w NRD został dość mocno zreformowany. Przede wszystkim wiele drużyn piłkarskich zostało włączonych do dużych, nowo powstałych klubów sportowych i zaczęło funkcjonować jako ich sekcje.

Tym samym BSG Einheit Ost Lipsk znowu musiał zmienić szyld i drugi sezon w elicie zaczął już jako SC Rotation Lipsk (taką nazwę miał nowy klub wielosekcyjny). Nazwę Rotation otrzymywały kluby wspierane przez przemysł wydawniczy i poligraficzny.

Reformy dotknęły również Chemie Lipsk. Państwowe zakłady chemiczne stwierdziły bowiem, że zabierają zabawki do chemicznej stolicy NRD, czyli Halle, więc zespół piłkarski mimowolnie stał się sekcją klubu SC Lokomotive Lipsk, który w międzyczasie został założony przez koleje państwowe.

Od 1954 do 1963 r. Chemie Lipsk grało więc jako SC Lokomotive Lipsk, a dawny BSG Einheit Ost Lipsk jako SC Rotation Lipsk. W tym okresie spektakularnych sukcesów było niewiele. Obie drużyny nigdy nie finiszowały wyżej niż na trzecim miejscu, z reguły będąc ligowymi średniakami. Trochę lepiej radziło sobie SC Lokomotive, które w 1957 r. wygrało krajowy puchar, a rok później dotarło do finału tych rozgrywek. Derbowe pojedynki cieszyły się jednak gigantycznym zainteresowaniem. Jeden z nich oglądało 100 tys. widzów, co pozostaje rekordem frekwencji na ligowym meczu w Niemczech.

Dzisiaj bilet na mecz LOK kosztuje 17 euro (fot. własne).

***

W 1963 r. władze stwierdziły, że obecna formuła się wyczerpała i długofalowo nie gwarantuje żadnych sukcesów, bo piłkarski potencjał w mieście jest rozdrabniany na dwa duże kluby. Doszło wiec do fuzji SC Rotation z SC Lokomotive i w ten sposób powstał SC Lipsk.

SC Lipsk miał być piłkarską wizytówką miasta. Drużynę oparto na najlepszych zawodnikach z obu klubów, którzy nareszcie mieli zagwarantować wyniki na miarę oczekiwań jednego z największych oraz najważniejszych ośrodków miejskich w NRD.

W DDR-Oberlidze Lipsk ciągle miał jednak dwa miejsca, bo sezon 1962/1963 oba miejskie kluby zakończyły w środku stawki. Z braku laku wygaszony SC Lokomotive Lipsk został więc zastąpiony przez reaktywowane BSG Chemie Lipsk, które z racji na piękne karty historii zapisane w pierwszej połowie lat 50-tych mogło wrócić do swojej tradycyjnej nazwy (choć nie miało już nic wspólnego z przemysłem chemicznym).

Władze pozwoliły więc na reaktywację, ale koniec końców miały jednak BSG Chemie Lipsk w głębokim poważaniu. Kadra drużyny została oparta przede wszystkim na odpadach, które nie przeszły selekcji do flagowego SC Lipsk. Do zespołu szybko przylgnął więc przydomek reszta Lipska.

– A grajta se, ale nie zawracajcie nam du*y – mniej więcej taki przekaz szedł od decydentów w stronę tej gorszej drużyny z Lipska.

***

I choć Lipsk w tamtych czasach leżał za żelazną kurtyną, to scenariusz okazał się godny amerykańskiego filmu.

– Nie bądźcie smutni. Zobaczycie, że popełnili błąd przywracając ten klub do życia – miał mówić zawodnikom, którzy trafiali do Chemie Lipsk kapitan drużyny Siegfried Fettke.

Miał rację. W sezonie 1963/1964 złożone z odpadów z podrażnioną ambicją Chemie Lipsk grało fantastycznie i zostało najbardziej sensacyjnym mistrzem w historii NRD. Przy okazji dwukrotnie ograło SC Lipsk w miejskich derbach oraz miało dwa razy większą frekwencję na trybunach (średnia ponad 20 tys. widzów na mecz, najwyższa w całym kraju). W mediach mówiono o cudzie w Lipsku.

SC Lipsk też nie grało źle. W lidze zakończyło zmagania na trzeciej pozycji, dotarło do finału krajowego pucharu. Pozostało jednak w cieniu sensacyjnego mistrzostwa Chemie.

Schody do historii (fot. własne).

***

Z czasem sytuacja w mieście się jednak unormowała. SC Lipsk zostało piłkarskim numerem jeden, Chemie popadło w przeciętność.

A już w 1966 r. doszło do kolejnych zmian. NRD przygotowywało się do igrzysk olimpijskich w 1972 r. w Monachium oraz mundialu w RFN w 1974 r. Z propagandowego punktu widzenia były to imprezy niezwykle ważne dla władz we wschodnim Berlinie.

Stwierdzono, że eksperyment z klubami wielosekcyjnymi nie wypalił i najlepsze drużyny piłkarskie powinny działać na własny rachunek – jako samodzielnie jednostki. Z SC Lipsk bezboleśnie wyłoniło się więc 1. FC Lokomotive Lipsk – nadal mogące liczyć na wsparcie kolei państwowych.

To była już ostatnia poważna zmiana w lipskim futbolu. Od 1966 r. aż do momentu zjednoczenia Niemiec w mieście funkcjonowały dwa kluby: 1. FC Lokomotive Lipsk i Chemie Lipsk.

Cały paradoks polega jednak na tym (i jest to też symbol tych wszystkich kombinacji alpejskich na przełomie lat 50 i 60-tych), że – tak, jak już wcześniej pisałem – Chemie przez kilka lat grało jako… SC Lokomotive. Nie ogarnęła tego nawet polska Wikipedia, która swego czasu dokonania SC Lokomotive łączyła z historią 1. FC Lokomotive Lipsk, choć to dwa różne kluby.

Lokomotywa jest na stałe wpisana w historii futbolu w Lipsku (fot. własne).

***

Właściwa historia 1. FC Lokomotive Lipsk zaczęła się więc dopiero w 1966 r. Nieco ponad dwie dekady we wschodnioniemieckiej piłce pozwoliły jednak zapracować na łatkę jednego z najbardziej specyficznych klubów w historii NRD. LOK był bowiem nazywany piłkarskim sfinksem.

***

Zespół z dzielnicy Probstheida w europejskich pucharach rozegrał prawie 80 spotkań (więcej mają na koncie tylko Dynamo Drezno i Carl Zeiss Jena). Już na starcie (w sezonie 1966/1967) dotarł do ćwierćfinału Pucharu Miast Targowych (protoplasta Pucharu UEFA), a po drodze klepnął m. in. Benficę z Eusebio w składzie.

To była jednak dopiero przygrywka do spektakularnych historii napisanych w Europie w latach 70 i 80-tych, kiedy o rozpędzonej lokomotywie szeroko rozpisywały się Daily Telegraph czy włoska La Stampa.

W 1974 r. LOK dotarł do półfinału Pucharu UEFA eliminując we wcześniejszych rundach Torino, Wolverhampton, Fortunę Düsseldorf i Ipswich Town. Sposób na jedenastkę z Lipska znalazł dopiero Tottenham. LOK i tak zapisał się jednak w historii jako pierwszy zespół z NRD, który potrafił skutecznie eliminować teoretycznie silniejsze drużyny z Anglii i RFN. LOK jest naszym koszmarem – pisały wówczas wyspiarskie media.

Największy sukces w Europie (i jeden z największych w całej historii futbolu w NRD) nadszedł w 1987 r. kiedy Lokomotive zameldowało się w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Rewanżowe spotkanie półfinałowe z Bordeaux na własnym stadionie uważa się zresztą za najbardziej legendarne w dziejach klubu. LOK wygrał pierwsze spotkanie we Francji 1:0, ale w rewanżu przed własną publicznością szybko stracił gola na 0:1 i o awansie do finału zadecydował konkurs rzutów karnych, w którym górą byli piłkarze z Lipska. Bohaterem został bramkarz René Müller, który najpierw obronił jedenastkę, a… później sam wykorzystał decydującego karnego. Uderzył w lewy górny róg, więc trudno się dziwić, że właśnie tak nazywa się wydana przez niego kilkadziesiąt lat później biografia.

LOK mecze w Europie rozgrywał nie u siebie w Probstheida, tylko na gigantycznym Zentralstadion, gdzie później zbudowano od podstaw nowy obiekt na mundial w 2006 r., który dzisiaj jest zarazem domem RB Lipsk. Lokomotive w lidze miało frekwencję oscylującą wokół kilkunastu tysięcy, ale w pucharach na ich spotkania przyjeżdżali ludzie z całego kraju. Mecz z Bordeaux – według oficjalnych protokołów – oglądało nieco ponad 70 tys. widzów. Ale tak naprawdę frekwencja oscylowała wokół… 120 tys. Obiekt był skrajnie przepełniony, dzisiaj nie byłoby mowy o takich nadużyciach z wpuszczaniem ludzi na stadion.

W rozgrywanym w Atenach wielkim finale LOK przegrał z Ajaxem Amsterdam 0:1. Holendrów trenował wówczas Johan Cruyff, a po boisku biegali Marco van Basten (autor jedynego gola), Dennis Bergkamp czy Frank Rijkaard.

LOK w Europie rozgrywał też spotkania z FC Barceloną czy AC Milan, a ostatni międzynarodowy dwumecz to rywalizacja z Napoli w Pucharze UEFA w sezonie 1988/1989. Włosi wygrali wtedy całe rozgrywki, a w ich składzie brylował będący wówczas w swoim prime Diego Maradona.

***

Lokomotive przez ponad dwie dekady ugruntowało swoją pozycję w Europie. Piłkarze z Lipska regularnie sprawdzali swoje umiejętności na tle kolejnych gwiazd światowej piłki: Eusebio, van Bastena czy Maradony. Z dużą dozą pewności można by więc założyć, że taka kapela potrafiła też na spokojnie zdominować krajowe podwórko.

Nic bardziej mylnego. Oczywiście LOK kręcił się w czołówce, bo inaczej przecież nie mógłby grać w europejskich pucharach, ale NIGDY nie sięgnął po mistrzostwo kraju. Jest najwyżej sklasyfikowaną drużyną w tabeli wszech czasów DDR-Oberligi (4. miejsce), która nie ma w gablocie ani jednego złota.

Zespół z Lipska słynął z tego, że po znakomitych meczach w Europie w środku tygodnia, później przychodziły ligowe kompromitacje w weekendy. Było to widoczne szczególnie w latach 70-tych, kiedy LOK ani razu nie finiszował w Oberlidze wyżej niż na czwartej pozycji.

Lokomotive na krajowych boiskach ogarnęło się dopiero w latach 80-tych, ale wtedy było już za późno. To był okres naznaczony przez BFC Dynamo, które przez dekadę nie schodziło z najwyższego stopnia podium – będąc odpowiednio ubezpieczone przez najbardziej prominentnych dygnitarzy w kraju. W tamtym okresie LOK był często jedynym rywalem mogącym rzucić rękawice uprzywilejowanej drużynie ze stolicy, ale ostatecznie ani razu nie udało się jej przechytrzyć. LOK w latach 80-tych sześciokrotnie kończył zmagania na pudle. Dwukrotnie jako wicemistrz, czterokrotnie z brązowymi medalami.

W 1988 r. LOK przegrał z BFC Dynamo mistrzowski tytuł tylko gorszym bilansem bramkowym, a dwa lata wcześniej o losach złotych medali zadecydował bezpośredni mecz pomiędzy obiema drużynami rozegrany w Lipsku, który zakończył się sędziowskim skandalem. Spotkanie – według wielu opinii – było symbolem sędziowskiej protekcji nad BFC Dynamo, a szerzej pisałem o tym w jednym z poprzednich reportaży.

Nie żałuję chłopakom z BFC Dynamo tych dziesięciu mistrzostw, bo to była drużyna z klasą, ale w trakcie tej dekady my też zasłużyliśmy na tytuł – oceniał po latach na łamach 11freunde René Müller. – W 1988 r. do złota zabrakło nam przecież tylko kilku bramek. W konsekwencji w książkach pisze się o nas nie jako o mistrzowskiej, ale tylko pucharowej drużynie.

Jest klimat? (fot. własne).

Bo LOK świetnie radził sobie nie tylko w Europie, ale także w zmaganiach o Puchar NRD, który w latach 80-tych zdobył aż trzy razy.

– Składy nie były wówczas tak szerokie, jak dzisiaj. Obracaliśmy się wokół 15, 16 zawodników grając na trzech frontach – wyjaśnia René Müller. – W 1987 r. poprosiliśmy federację, żeby przełożyła nam chociaż o jeden dzień ważne spotkanie w lidze z BFC Dynamo, które wypadało zaraz po pierwszym półfinale z Bordeaux w PZP, ale bezskutecznie. W czwartek zagraliśmy we Francji, w sobotę z BFC w lidze, a już w środę z Dynamem Drezno w pucharze kraju. Zawsze marzyliśmy o mistrzostwie, ale w takiej sytuacji nie byliśmy w stanie nie zaliczyć wpadki na którymś z frontów.

A dzień po niesamowitym rewanżu z Bordeaux niektórzy piłkarze LOK musieli… stawić się na zgrupowaniu reprezentacji narodowej.

– Świętowaliśmy do 7 rano, a potem, bez snu, wsiedliśmy do autokaru. Żałuję, że nie mieliśmy czasu, żeby na spokojnie przetworzyć to, co się stało. Ten mecz, dogrywkę, rzuty karne i ponad 100 tys. ludzi na trybunach – mówi legendarny bramkarz LOK.

***

Po upadku NRD 1. FC Lokomotive Lipsk zmienił nazwę na VfB Lipsk – nawiązując tym samym do tradycji przedwojennego klubu, który był zarazem pierwszym mistrzem Niemiec w 1903 r.

Pierwsze lata po zjednoczeniu kraju były dla klubu z Lipska dość obiecujące. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, jak w tamtym okresie (nie) poradziły sobie inne drużyny z byłej NRD. VfB Lipsk na początku załapał się do 2. Bundesligi, z której już po dwóch sezonach awansował do 1. Bundesligi. W tamtym okresie potrafiono ściągnąć do Saksonii nawet tak klasowych zawodników, jak były napastnik reprezentacji Francji Didier Six (później udało się też wypożyczyć z Interu Mediolan Darko Pančeva).

VfB Lipsk w sezonie 1993/1994 – jako beniaminek – z hukiem zleciało jednak z 1. Bundesligi. Biedny klub z byłej NRD wyraźnie odstawał od konkurencji i wygrał zaledwie trzy spotkania przez całe rozgrywki (w tym 1:0 z Borussią w Dortmundzie). Kibice zapamiętali jednak gorące, wschodnie derby z Dynamem Drezno oraz chociażby spotkanie z Bayernem Monachium, które oglądało 40 tys. widzów. Wtedy zespół znowu musiał grać na Stadionie Centralnym, ponieważ obiekt w dzielnicy Probstheida nie spełniał wymogów bezpieczeństwa, a kibice z Lipska już niedługo po zjednoczeniu Niemiec zaprezentowali się szerszej publiczności kilkoma głośnymi zadymami.

To właśnie w pierwszej połowie lat 90-tych zespół z rubieży Lipska zaczął pracować na swoją chuligańską sławę, ponieważ wszelacy amatorzy mocniejszych wrażeń swoje kroki kierowali właśnie na mecze VfB/LOK, które – jak na byłą NRD – grało w bardzo wysokiej lidze. A Chemie (wówczas grające jako Sachsen) sportowo w tamtym okresie prezentowało się zdecydowanie gorzej od odwiecznego rywala. Sam Lipsk po zjednoczeniu Niemiec był zresztą tzw. dzikim wschodem. Wysokie bezrobocie i mnóstwo młodzieży bez perspektyw, która się radykalizowała i dawała upust swojej życiowej frustracji na pustych stadionach, które nierzadko były wyjęte spod prawa.

VfB – koniec końców – nie oszukało przeznaczenia. Jeszcze przez jakiś czas pograło w 2. Bundeslidze, ale potem zaczęło systematycznie podupadać sportowo oraz finansowo, co zakończyło się bankructwem, ogłoszeniem upadłości i rozwiązaniem drużyny.

***

Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli kibice, którzy w 2003 r. założyli nowy klub – przy okazji wracając do historycznej nazwy 1. FC Lokomotive Lipsk. Zespół musiał oczywiście wystartować od najniższej możliwej klasy rozgrywkowej, czyli 11. Ligi…

Cała otoczka wokół tej reaktywacji spowodowała, że LOK zaczął się cieszyć ogromnym zainteresowaniem kibiców. Starszych fanów przyciągały powroty: do nazwy z czasów NRD, która kojarzyła z najlepszymi czasami oraz na kultowy stadion Bruno Plache. Innych z kolei fascynowała oddolna inicjatywa osób oddanych klubowi, które nie pozwoliły zginąć drużynie z tak bogatą historią.

Najlepszy dowód na wielkie zainteresowanie nowym-starym Lokomotive to fakt, że klub już w 2004 r. znalazł się w Księdze rekordów Guinnessa. 12 421 widzów na spotkaniu z Eintracht Großdeuben II to najwyższa udokumentowana frekwencja na jedenastym poziomie rozgrywkowym na świecie.

Fanshop na stadionie LOK (fot. własne).

W czasach 11. Ligi symboliczne występy w barwach LOK zaliczyli m. in. 62-letnia wówczas legenda klubu Henning Frenzel czy sam Lothar Matthäus, który już dawno zakończył karierę, ale w jednej z gazet zadeklarował swoje wsparcie dla odbudowy LOK i słowa dotrzymał. Legenda reprezentacji Niemiec wyszła na boisko w jednym ze spotkań pucharowych.

Futbol wciąż tutaj żyje. Ten klub oddycha piłką nożną – mówił po swoim występie Matthäus oklaskiwany przez sześć tysięcy kibiców.

W tamtym okresie do Lipska na mecze towarzyskie przyjeżdżały też zespoły, których działalność jest mocno związana z maksymą #againstmodernfootball: baskijski Athletic Bilbao oraz angielski FC United of Manchester, czyli klub również założony od podstaw przez kibiców, którym nie podobał się kierunek obrany przez właściwy Manchester United.

***

Lokomotive (po drodze, dzięki różnym zabiegom, udało się nieco szybciej przeskoczyć kilka lig) dotarło na najwyższy możliwy poziom regionalny, czyli do 4. Ligi (Regionalliga Nordost) już w 2012 r. I gra tam – z krótką przerwą w latach 2014-2016 – aż do dzisiaj.

LOK najbliżej awansu do 3. Ligi, czyli na szczebel centralny był w sezonie 2019/2020, kiedy rozgrywki w trakcie rundy wiosennej zostały przerwane przez pandemię. W tym momencie drużyny miały na koncie różną liczbę rozegranych meczów (od 20 do 24), dlatego pandemicznego mistrza wyłoniono na podstawie wyliczenia średniej punktowej (liczba punktów podzielona przez liczbę spotkań). Dzięki temu to właśnie Lokomotive Lipsk uzyskało prawo startu w barażach o 3. Ligę.

LOK u siebie zremisował z SC Verl 2:2, a na wyjeździe 1:1 i – z racji tego, że wtedy bramki zdobyte na wyjeździe liczyły się jeszcze podwójnie – musiał zostać w Regionallidze Nordost.

W trakcie pandemii o klubie z Lipska zrobiło się jednak głośno z innego powodu. Klub wpadł na znakomity pomysł, żeby nieco podreperować nadszarpnięty w związku z sytuacją na świecie (zawieszeniem rozgrywek) budżet. Zorganizował tzw. mecz duchów, na który sprzedawano wirtualne bilety za symboliczne 1 euro. Pierwotnym celem było pobicie frekwencji ze spotkania z Bordeaux (120 tys. widzów), ale ostatecznie sprzedano ponad 180 tys. wejściówek, ponieważ akcja szerokim echem odbiła się w całej Europie. Klub pociągnął temat dalej i zorganizował na YouTube bardzo ciekawą transmisję z niecodziennego spotkania. Były gole, pirotechnika, wywiady i komentatorzy na stanowiskach. Zarobiono ponad 200 tys. euro.

***

Probstheida to dzielnica zlokalizowana na południowo-wschodnich rubieżach miasta. Wjeżdżając tutaj od strony Drezna (czyli de facto od strony polskiej granicy) – jadąc na stadion LOK – nawet nie liźniecie centrum Lipska. Kilka przecznic, niskie kamienice, małomiasteczkowy klimat, jakieś supermarkety. Ani się obejrzycie (po wjeździe do miasta) i już będziecie na miejscu. W niedzielne, majowe przedpołudnie jest tutaj po prostu sennie. Czuć, że do 1910 r. była to osobna jedenostka administracyjna, niezależna od Lipska.

Co ciekawe – największą atrakcją dzielnicy (oraz całego miasta) wcale nie jest stadion LOK, a zlokalizowany tuż obok słynny (i przede wszystkim gigantyczny) Pomnik Bitwy Narodów, który odsłonięto w 1913 r. Na stulecie największej bitwy tzw. okresu napoleońskiego, którą stoczono właśnie pod Lipskiem (to w jej trakcie poległ książę Józef Poniatowski). Monument jest największym pomnikiem w całej Europie i naprawdę robi niesamowite wrażenie swoim rozmachem (ma prawie 100 m wysokości). Będąc w okolicy jest to punkt obowiązkowy do zaliczenia.

***

Bruno-Plache-Stadion jest tylko kilka lat młodszy od Pomnika Bitwy Narodów, ponieważ oddano go do użytku na początku lat 20-tych ubiegłego wieku.

W 1932 r. powstał natomiast najbardziej charakterystyczny element stadionu, czyli drewniana, zadaszona trybuna główna, która w praktycznie niezmienionym stanie przetrwała aż do dzisiaj. Siłą rzeczy to jedna z najstarszych trybun tego typu w całej Europie. Niestety podczas majowej wizyty nie pokazała autorowi tego tekstu wszystkich swoich wdzięków, ponieważ była częściowo zasłonięta z powodu renowacji starej elewacji.

Pomnik Bitwy Narodów (fot. własne).

***

Mimo wszystko klimat (przedmeczowy i meczowy) jest na tym stadionie niepodrabialny, a zimne piwo smakuje w takich okolicznościach wybornie (Adam, dzięki za wszystko!).

Bruno-Plache-Stadion jest wymarzonym miejscem dla wszystkich miłośników hasła #againstmodernfootball. Zmęczonych nowoczesnymi stadionami przypominającymi centra handlowe oraz wszechobecną komercją. Tutaj od pierwszych kroków oddychasz pełną piersią, czujesz stadionową wolność.

Chałupnicze, drewniane budki, w których znajdują się świetnie zaopatrzone sklepy z gadżetami (zarówno klubowymi, jak i kibicowskimi). Stoiska gastronomiczne na świeżym powietrzu oraz drewniane stoły przy których przyjemnie płynie czas przed pierwszym gwizdkiem. Duża przestrzeń pod trybunami, po której nie ganiają cię żadni stewardzi.

Większość stadionu to natomiast tylko i wyłącznie miejsca stojące poprzecinane co kilka rzędów barierkami. Na barierkach oczywiście setki vlepek, a nad całym tym inwentarzem górują strzeliste jupitery w starym stylu. Jeśli dodamy do tego jeszcze tę drewnianą trybunę, to w klimacie Bruno-Plache-Stadion naprawdę można się zakochać. Takich miejsc nie ma już wiele. Tutaj czas zatrzymał się co najmniej dwie dekady temu.

Jednym z haseł marketingowych LOK-u jest motto Fußball pur, czyli Czysty futbol.

Pasuje idealnie.

***

Ligowy mecz z Carl Zeiss Jena – choć nie miał już większego znaczenia dla układu tabeli 4. Ligi – był dla obu stron jednym z najbardziej prestiżowych w całym sezonie.

LOK i Carl Zeiss to jedne z największych piłkarskich marek pochodzących z byłej NRD. O Lokomotive wszystko napisałem już wcześniej, natomiast klub z Jeny ma jeszcze bardziej imponujące osiągnięcia:

– 3 mistrzostwa NRD, 9 wicemistrzostw NRD, 5 brązowych medali,

– 1. miejsce w tabeli wszech czasów DDR-Oberligi (1097 zdobytych punktów),

– finał Pucharów Zdobywców Pucharów w sezonie 1980/1981,

– ćwierćfinał Pucharu Europy (1970/1971), ćwierćfinał Pucharu UEFA (1969/70, 1977/78),

– 87 meczów w europejskich pucharach (więcej ma tylko Dynamo Drezno – 98).

Druga sprawa do kwestie kibicowskie. Fani Carl Zeiss Jena są znani ze swoich lewicowych poglądów, a ich największą kosą jest lokalny rywal z Turyngii, czyli Rot-Weiss Erfurt (tutaj sympatie na trybunach zdecydowanie bardziej kierują się w prawą stronę, więc rywalizacja pomiędzy obiema grupami odbywa się na kilku płaszczyznach i nie chodzi tylko o prymat w regionie). Przede wszystkim chodzi jednak o to, że Rot-Weiss Erfurt mocno sympatyzuje z kibicami LOK-u, co chyba jasno określa relacje na linii Lipsk-Jena.

***

Klimat na LOK jest nieco zbliżony do tego, który panuje na trybunach BFC Dynamo. Tutejsza publika za swoich złotych czasów również kwalifikowała się do tej kategorii fanów, o których zwykło się mówić, że nie posiadają talentu wokalnego, skupiając się na bardziej sportowych elementach kibicowskiego rzemiosła. Co tu dużo pisać – LOK w latach 90-tych to była ścisła czołówka, jeśli chodzi o zadymy na stadionach. Klimat ultras pojawił się tutaj zdecydowanie później i – choć wydaje się bardziej rozwinięty niż na BFC Dynamo – to chyba nadal nie odgrywa najważniejszej roli na trybunach. Nie ulega też wątpliwości, że LOK, jeśli chodzi o doping i oprawy, jest daleko za swoimi odwiecznymi rywalami z Chemie Lipsk.

Szczególnie że we wcześniejszych latach ultrasi mieli różne przeboje z ekipą sportową LOK, której niespecjalnie podobały się lewicowe zapędy nowej frakcji na stadionie. W związku z tym były sezony, kiedy na meczach Lokomotive w ogóle nie było zorganizowanego dopingu, a niektóre grupy były ze sobą mocno skonfliktowane.

Bruno-Plache-Stadion jest trochę jak Sportforum Hohenschönhausen. Dużo starych chłopów na kibicowskiej emeryturze, którzy dzisiaj mecz traktują przede wszystkim jak spotkanie towarzyskie. Jakieś malowanie opraw to już zdecydowanie nie ich działka. LOK wydaje się jednak zdecydowanie mniej hermetyczny niż BFC. Tam w zasadzie nie spotkacie nikogo spoza jasno określonego klimatu, natomiast w Lipsku na mecze chodzi też sporo bardziej przypadkowych osób, które nie wychowały się na półfinale z Bordeaux i innych europejskich przebojach w wykonaniu kapeli z Probstheida. W młynie jest też sporo młodzieży.

Na trybunach, wśród kibiców widać też sporo odniesień do VfB Lipsk. To hołd nie tylko dla krótkiego prosperity z pierwszej połowy lat 90-tych (wspomniany epizod w 1. Bundeslidze), ale także dla czasów przedwojennych. Klub długo walczył o to, żeby zostać oficjalnym spadkobiercą pierwszego mistrza Niemiec i móc uważać się za kontynuatora jego tradycji, przy okazji powiększając swoją gablotę o trofea wywalczone przez VfB.

Udało się to zrobić w 2021 r. W związku z tym data założenia Lokomotive Lipsk zmieniła się z 1966 na… 1893 r., a nad klubowym herbem pojawiła się gwiazdka symbolizująca trzy mistrzostwa kraju zdobyte pomiędzy 1903 a 1913 r.

***

Młynek LOK-u to prostu klatka na łuku stadionu bardzo oddalona zarówno od murawy, jak i pozostałych sektorów na popularnym Bruno. Jeśli zapytalibyście kogoś mniej zorientowanego o to, gdzie znajduje się sektor gości, to niechybnie wskazałby właśnie na młyn LOK-u.

Trybuna nazywana Fankurve 1966 podczas meczu z Carl Zeiss Jena była oczywiście bardzo szczelnie wypełniona, ale to wcale nie oznacza jakiegoś spektakularnego wyniku. Do tej młynowej klateczki w porywach uda się napchać z kilkaset osób, a jej marna akustyka oraz duża odległość od murawy powodują, że doping absolutnie nie powala na kolana.

Głośno robi się dopiero wtedy, kiedy do dopingu spontanicznie podłącza się cały stadion na czele z drewnianą, zadaszoną trybuną. Klimat brytyjski, analogiczny do tego, który panuje na BFC Dynamo (mnóstwo kibiców na płocie rozwiesza swoje, prywatne flagi). Ma to wszystko swój urok. Szczególnie patrząc z polskiej perspektywy, gdzie nabity młyn to podstawa dobrej atmosfery na trybunach.

Kibice Carl Zeiss Jena w Lipsku (fot. Horda Azzuro).

Zdecydowanie głośniejsi byli więc kibice Carl Zeiss Jena, którzy szczelnie, w kilkaset osób, wypełnili sektor gości. Ekipa z Jeny to zresztą ścisła czołówka byłej NRD, jeśli chodzi o doping i oprawy. Fani Carl Zeiss dopingują we włoskim stylu, zawsze są świetnie oflagowani (zarówno na płotach, jak i trybunach, gdzie obok dużych flag na kijach są też te znacznie mniejsze na dwóch). Daje to super efekt wizualny.

Fanów z Turyngii na pewno dodatkowo podkręcał emocjonujący przebieg meczu, który Carl Zeiss wygrał 4:2.

***

Nieco ponad 4 tys. widzów na stadionie LOK-u nie rozdzierało jednak szat z powodu porażki, ponieważ wszyscy czekali już na finał Pucharu Saksonii, który niedługo później był rozgrywany na Bruno. LOK w wielkim finale ograł Chemnitzera FC 3:0 i awansował tym samym do 1. rundy Pucharu Niemiec. Losowanie okazało się niezwykle atrakcyjne i w sierpniu do Lipska przyjedzie Eintracht Frankfurt, czyli najmocniejsza zgoda… Chemie.

A derbowa rywalizacja w mieście jest naprawdę napięta i uznawana za jedną z najgorętszych w całych Niemczech. Obie strony imają się różnych pomysłów, żeby uprzykrzyć życie rywalom. LOK kiedyś wywieszał na ulicach kukły-podobizny najważniejszych kibiców Chemie, a rywale swego czasu zamurowali fanom LOK tunel prowadzący na stadion Bruno. Gdy policja rozbiła pierwszy mur, to okazało się, że zaraz za nim jest jeszcze jedna ściana. Tym razem z cytatem z Forresta Gumpa: „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, na co trafisz”.

Młyn LOK (fot. własne).

Warto dodać, że finał z Chemnitzerem FC oglądało aż 10 700 widzów, co jest najwyższą frekwencją na Bruno od 1998 r. (rekord w 11. Lidze pobito na Stadionie Centralnym).

W zaczynającym się właśnie sezonie 4. Ligi LOK na pewno będzie jednym z faworytów do awansu. Szczególnie że w tym sezonie grupa północno-wschodnia nie będzie brała udziału w barażach i zwycięzca rozgrywek dostanie automatyczną promocję na szczebel centralny. To zapowiada pasjonującą walkę pomiędzy plejadą wielkich z klubów z byłej NRD o wydostanie się na powierzchnię, czyli do profesjonalnego futbolu. W ankiecie przeprowadzonej wśród trenerów przez Kickera – głównym faworytem do awansu jest Energie Cottbus, później Carl Zeiss Jena i BFC Dynamo, a tuż za podium właśnie LOK.

Dodaj komentarz