Styczeń to – szczególnie w niższych ligach – martwy okres, dlatego to idealny moment, żeby wspomnieć o klubach, o których w tzw. pełnym sezonie nie ma czasu napisać, bo… aktualnie nie biorą udziału w żadnych rozgrywkach.
***
Hertha Mescherin ostatnie tchnienie wydała w sezonie 2010/2011, kiedy zajęła 14. miejsce w brandenburskiej Kreisklasse, czyli na dziesiątym poziomie rozgrywkowym. Z 30 meczów przegrała 23, straciła aż 145 bramek! Ale mimo to nie zajęła ostatniej pozycji w ligowej tabeli. Były jeszcze dwie gorsze od niej drużyny.
Mimo wszystko podjęto decyzję o wycofaniu się z rozgrywek.
***
Mescherin to doprawdy przepięknie położona miejscowość. Jej kształt już przed wiekami został wytyczony przez warunki naturalne i przyrodę. Wieś jest bardzo długa i wąska – wciśnięta pomiędzy Odrę Zachodnią oraz wzgórza morenowe, które stromo i gwałtownie opadają tutaj w kierunku wody. To wymarzona okolica do uprawiania wszelkich aktywności turystycznych: rowerów, biegania, spacerów czy kajaków. To także idealne miejsce, żeby dożyć swoich dni. W spokoju, na łonie natury, z dala od wielkomiejskiego zgiełku, wdychając świeże powietrze. Młodzi nie mają jednak czego tutaj szukać, dlatego przeszło dekadę temu stało się to, co musiało się w końcu stać. Nie było już komu grać w miejscowej drużynie.
Wówczas Polacy „nie grasowali” jeszcze po przygranicznych klubach na taką skalę, jak dzisiaj, więc Hertha nie miała skąd czerpać nowych kandydatów do gry. W skrupulatnie prowadzonych raportach, które nadal można znaleźć na działającej stronie internetowej widać, że u schyłku istnienia Herthy w jej składzie występował tylko jeden Polak – niejaki Adam Makowski.

Aktualnie liczba mieszkańców w Mescherin systematycznie wzrasta. Przede wszystkim za sprawą naszych rodaków, którzy chętnie się tutaj osiedlają. Po drugiej stronie rzeki jest już Polska, a w kilka minut można dojechać stąd do Gryfina, gdzie są wszystkie potrzebne sklepy. Nowi mieszkańcy Mescherin to jednak przede wszystkim ludzie co najmniej w średnim wieku, którzy już dawno wyrośli z biegania za piłką.
Ale przy okazji warto podkreślić skalę działalności Polaków w Mescherin. W reportażu opublikowanym swego czasu w „Dużym Formacie” można było przeczytać, że nie dość, że dyrektorem miejscowej szkoły jest Polka, to z naszego kraju pochodzi też… nauczyciel języka niemieckiego. O tym wszystkim zrobiło się głośno, gdy przez pandemię pozamykano granicę i tym samym poodcinano od świata masę ludzi funkcjonujących na pograniczu.
***
Polacy swego czasu próbowali jakoś wykorzystać stojący odłogiem obiekt Herthy. O dość ciekawej historii wspomniał niezwodny Robert z Fan Page’a „Nabiegowo”. W 2016 r. na treningi do Mescherin jeździli młodzi piłkarze z Akademii Piłkarskiej Champions Gryfino. Pewnej nocy magazyn, w którym trzymali sprzęt został jednak okradziony. Zniknęło 30 piłek Nike, dresy, a włamywacze połakomili się nawet na dwa zraszacze do trawy. Po tamtej sytuacji Akademia wróciła na drugą stronę Odry.

Ostatnio obiekt Herthy przydał się natomiast załodze budującej w pobliżu ścieżkę rowerową. Murawa przez kilka miesięcy służyła za skład materiałów budowlanych i – jak nie trudno się domyślić – została totalnie zdewastowana. Wówczas wydawało mi się, że to będzie symboliczne i ostatecznie pogrzebanie futbolu w Mescherin. Okazało się jednak, że nie do końca.
Gdy prace budowlane się zakończyły, to na stadion wkroczyli mieszkańcy, którzy najpierw zaorali całe boisko, a potem zasadzili nową trawę. Dzisiaj na obiekcie Herthę znów jest bardzo ładna, zielona murawa – w zasadzie tylko czekająca na to, żeby namalować linie, postawić bramki i rozegrać jakieś spotkanie. Byłem pod tym większym wrażeniem jej stanu, że Mescherin odwiedziłem 6 stycznia, w środku zimy. Po piłkarzach co prawda nie było żadnego śladu, ale na środku stała… sporych rozmiarów choinka.
Na obiekt składają się też szatnie, wspomniany magazynek oraz drewniana wiata, w której za dobrych czasów z pewnością rozlewano piwko i rozpalano grilla. Z tyłu można się natomiast natknąć na pordzewiałe bramki i ławki rezerwowych.
Kiedyś na mecze Herthy chodziła cała miejscowość, a na archiwalnych zdjęciach na stronie internetowej widać, że miejscowi kibice mieli nawet klubowe flagi. A jeszcze w 2009 r. istniała… sekcja kobieca. Dziewczyny wychodziły na boisko m. in. w koszulkach z hasłem „Atomkraft? Nein, danke”. Swego czasu rozważano wybudowanie elektrowni atomowej w okolicach Gryfina (przeprowadzono nawet referendum), a okolicznym Niemcom ten pomysł bardzo się nie podobał.
***
Wydaje się, że dzisiaj jedyną szansą na reaktywację Herthy jest pójście śladem słynnego klubu z nieodległego Nadrensee, który swego czasu przejęła grupa znajomych z Polski i przywróciła zespół na piłkarską mapę Niemiec (o Nadrensee możecie przeczytać zarówno na tym Fan Page’u, jak w „Piłkarskim przewodniku po byłej NRD na sezon 2021/2022”).
Na razie Hertha jest jednak niczyja i wpisuje się tym samym w historię położonego kilkaset metrów na północ od stadionu osiedla Staffelde.

Generalnie – jak powszechnie wiadomo – granica polsko-niemiecka jest wytyczona przede wszystkim zgodnie z biegiem Odry oraz Nysy Łużyckiej. W okolicach Mescherin zaczyna się jednak jej kilkudziesięciokilometrowy odcinek lądowy. Dzisiaj pierwszą polską wsią po zachodniej strony Odry jest Pargowo, ale w latach 1945-1951 wyglądało to trochę inaczej. Granica lądowa zaczynała się kilkaset metrów wcześniej (w kierunku południowym) i pod polską administracją znajdowała się też miejscowość Staffelde – wówczas funkcjonująca pod nazwą Stawy.
W dokumentach nie ma jednak śladu po tym, żeby została kiedykolwiek zasiedlona przez polskich osadników. Niemcy w swoich opracowaniach często pisali nawet o tym obszarze jako ziemi niczyjej. Była raczej wrzodem na tyłku dla WOP-istów, którzy musieli pilnować granicy, więc na początku lat 50-tych udało się zrobić bardzo dobry deal z NRD w ramach korekty granic. Staffelde wróciło do macierzy, natomiast w zamian Niemcy przekazali PRL kilkadziesiąt hektarów na wyspie Uznam. Niezwykle istotnych, ponieważ obejmujących świnoujską stację uzdatniania wody, która po wojnie została po niemieckiej stronie. Przez sześć lat miasto było odcięte od bezpośredniego dostępu do wody pitnej.

W ten sposób powstał tzw. worek świnoujski, który dobrze widać na mapach. Polsko-niemiecka granica na wyspie Uznam jest poprowadzona względnie prostą linią, ale każdy zauważy charakterystyczny cypelek agresywnie wdzierający się w głąb Niemiec, który obejmuje właśnie wspominane wyżej ujęcie wody.
Staffelde jest natomiast jedyną miejscowością, którą Niemcom udało się po wojnie odzyskać z rąk polskiej administracji. Aktualnie jest integralną częścią Mescherin.

Dodaj komentarz